JEDEN DZIEŃ David Nicholls
Położył rękę z tyłu jej głowy, a ona w tym samym czasie położyła swoją na jego biodrze i zaczęli się całować, stojąc na środku ulicy, wśród spieszących do domów ludzi, w letni wieczór, i był to najsłodszy pocałunek, jakiego oboje doświadczą w życiu. I tu wszystko się zaczęło. Tu i teraz. A po chwili wszystko było skończone.
[ Jeden dzień, David Nicholls]
Tłumaczenie: Małgorzata Miłosz
tytuł oryginału: One day
wydawnictwo: Świat
książki
data wydania: 23
marca 2011
ISBN: 978-83-247-2104-7
liczba stron: 448
Przyznam szczerze, najpierw obejrzałam film (kilka lat temu), poznałam zakończenie tej historii, a mimo to postanowiłam przeczytać książkę. Staram się najpierw czytać książki, a następnie oglądać filmy. I muszę przyznać, że książka zachęciła mnie do tego by ponownie obejrzeć film, ale tym razem już w celu - konfrontacji. I chciałabym sprawdzić, czy przedstawiona na ekranie historia z ,,Jeden dzień" będzie emanowała pewnego rodzaju aurą i przekona mnie, jako widza, tak jak przekonała mnie ta historia z książki. Przyznam, że sceptycznie podchodziłam do przeczytania tej książki, spodziewając się następstwa pewnych faktów, mając mglisty obraz tej historii obejrzanej na ekranie. A mimo to sięgnęłam po książkę i muszę przyznać - jestem nie rozczarowana, ale zaczarowana! Zdaję sobie sprawę, że nie łatwo jest przekonać wymagającego czytelnika do przedstawienia jednej z historii miłosnych, która przecież mogłaby zdarzyć się naprawdę! Literatura zazwyczaj - przedstawia, zniekształca, zmyśla i tylko naśladuje rzeczywistość, ale nie jest na tyle przekonująca, co np. fotografia! Czasem wpatruję się w swoje zdjęcie i zastanawiam się, jak to możliwe, że ,,ja'' z lustra i ,,ja'' ze zdjęcia potrafią być tak identyczne? Pokazują mnie, mogę poznać swoją twarz, która dla mnie jest ukryta. To samo dzieje się ze zdjęciami innych ludzi, krajobrazów itd. - są takie realne! A książka to coś jeszcze... książka to ''skarbiec'' słowa, które z innymi słowami tworzą dopiero obrazy, ale tylko nasz umysł może je przekształcać i to, w jaki sposób tego dokonamy może dać mniej, lub bardziej realny obraz. I najważniejsze, czyli to w jaki sposób autor operuje słowem jest istotne w odbiorze przez nas - czytelników - danego dzieła.
Dla mnie David Nicholls wprawnie włada słowem, ma sprawny warsztat pisarski. Często miałam wrażenie, że to co opisuje autor jest wynikiem jego obserwacji, jakby podglądał scenki i starał się je ''odmalować'', ale poprzez słowo. Dla mnie przekonywujące były postaci Emmy i Dextera, które kształtował od samego początku - plastycznie, z namaszczeniem, wręcz wyposażał je w cechy tak ważne dla każdego etapu życia tych bohaterów literackich. Najpierw skupiał się na ukazaniu cech typowych, ale i wyznaczających indywidualizm każdej z postaci - począwszy od wieku młodzieńczego, następnie wiek poprzedzający dorosłość i samą dorosłość. Muszę przyznać, że najbardziej wzruszała mnie konwersacja obojga nieświadomie kochających dwoje ludzi, ich pełne wyznań rozmowy telefoniczne jak i listy, które skwapliwie wypisywała Emma do aroganckiego Dextera. I ten pobrzmiewający przez powieść humor, jakim obdarzył autor dialogi sprawiał, że powieść nabrała atrakcyjności i ośmielę się stwierdzić, że może być przystępna nawet dla tych, którzy zapewne nie gustują w opowieściach opartych na romansie. I chyba tym, co najbardziej urzekło mnie w tej książce była przemiana, jakże mozolna i bolesna dla większości bliskich, pewien przełom jaki dokonał się w psychice głównego bohatera Dextera. I dopowiem, że nie jest to lekka historyjka miłosna! Jeśli ktoś takiej spodziewa się, lepiej niech sięgnie po powieści Nicholasa Sparksa!, a ,,Jeden dzień'' pozostawi do posmakowania tym, którzy chcą nasycić się różnorodnością smaków słów, jakie oferuje D. Nicholls.
A teraz pora na ,,Jeden dzień" przed ekranem... Zachęcam najpierw do lektury książki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz